poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Kocie gadanie

od maja niczego nie zamieściłam na tym blogu. To wina wiosny, wina lata, wina kolorowanek, wina winy i takie tam. Postaram się nadrobić zaległości.

Wczoraj mój Dejwisio skończył roczek. Jemu życzę cierpliwości do nas, a sobie jak najdłuższego życia wspólnie z nim. Choćby tylko te szesnaście lat, które przeżyłam z Kitą i Grusią.

Foto.: Ja-siołek

Powyżej zamieszczam pierwsze zdjęcie, które zrobiłam mojej Piszczałce vel Trąbce vel Dejwisowi vel Czarodziejowi Złotemu vel Gryzilepkowi vel Skoczkowi Tybetańskiemu vel Wisiowi... To jest kot wielu imion, jak każdy przyzwoity kot. T. S. Eliot już o tym pisał.

Kocie gadanie

Czy koty potrafią mówić? Oczywiście po kociemu. Mam jakieś ogromne szczęście do gadających kotów: Kita był spokojnym i milczącym kotem dopóki nie pojawiła się Grusia. Dejwis został wybrany dlatego, że bardzo dużo gadał. Poza tym mam teorię, że przy mnie to i niemowa się odezwie, chociaż osobiście lubię milczeć.

Trzynaście lat temu nawet napisałam wierszyk na temat rozmów z Grusią:

Dla Gruchy

Mówisz "mrrry", aby zaznaczyć swoją obecność:
na półce
w koszyku
Grusia musi nosić golfik - to zdjęcie zrobiłam przy jego zakładaniu.
wśród kwiatów
balkonowych zakątków
na gazowej kuchence
i w wannie
za zasłonką
i w fotelu.

Mówisz "mrrry" wyznając mi miłość
odpowiadam:
"ja też"
tuląc cię do siebie.


A gdyby koty zaczęły mówić ludzkim językiem? Mogłoby zrobić się niezbyt miło, szczególnie dla ludzi, bo kot mógłby okazać się szczerym zwierzęciem.

W "Fikcjach i faktach" z 1984 roku znalazłam opowiadanie Sakiego pt. "Tobermory" w przekładzie Grażyny Jesionek. Dzisiaj pierwszy fragment opowiadania.

Rysowała Paulina
"Zdarzyło się to pewnego zimnego, deszczowego dnia pod koniec sierpnia, o tej bezbarwnej porze roku, kiedy kuropatwy siedzą jeszcze w ukryciu albo w chłodniach i nie ma na co polować - chyba że mieszka się na terenach ograniczonych od północy Kanałem Bristolskim, wówczas bowiem można w majestacie prawa uganiać się za tłustymi jeleniami. Posiadłość, w której lady Blemley wydawała przyjęcie, nie leżała na południe od Kanału Bristolskiego, dlatego też do herbaty zasiadł tego dnia komplet bawiących w domu gości. A jednak, pomimo przygnębiającej pogody i banalności spotkania, wśród zebranych nie wyczuwało się ani śladu tej męczącej nerwowości, która zwykle oznacza strach przed pianolą i utajoną tęsknotą za partyjką brydża. Z nieskrywanym zainteresowaniem i rozdziawionymi ustami wszyscy słuchali swojsko nijakiego pana Corneliusa Appina. Ze wszystkich gości lady Blemley tylko on był gospodyni bliżej nieznany. Ktoś kiedyś nazwał go "spryciarzem", i pan Appin zawdzięczał zaproszenie skromnej nadziei pani domu, że przynajmniej część swojego sprytu odda on, gwoli uciechy, na usługi ogółu. Ale dopóki nie podano herbaty, lady Blemley nie miała okazji stwierdzić, na czym ów spryt polega. Pan Appin nie był specjalnie dowcipny, ani błyskotliwy, nie przejawiał ani talentów hipnotyzera, ani organizatora teatrzyków amatorskich. Nawet jego powierzchowność nie zdradzała mężczyzny, dla którego kobiety skłonne byłyby tracić resztki zdrowego rozsądku. Ot, po prostu zwyczajny pan Appin, ochrzczony imieniem Cornelius tylko dla zamydlenia oczu, co zresztą było szyte zbyt grubymi nićmi. Teraz jednak zdawało się, że Appin wyjawia światu odkrycie, przy którym bledną takie błahostki jak wynalazek prochu, druku czy maszyny parowej. Ostatnie kilka dziesiątków lat przyniosło wprawdzie niebywałe postępy nauki, i to w różnych dziedzinach, ale to, o czym mówił, obracało się raczej w sferze cudów niż osiągnięć naukowych.

- A więc mamy uwierzyć, że opracował pan metodę nauczania zwierząt mowy ludzkiej i że Tobermory jest pierwszym pańskim uczniem, który opanował nasz język? - zapytał Sir Wilfrid.

- Badałem ten problem przez siedemnaście lat, ale dopiero ostatnie osiem czy dziewięć miesięcy nagrodziło mnie przebłyskami sukcesu - odparł pan Appin. - Naturalnie, eksperymentowałem z
Kolorowanie: Ja-siołek
tysiącami zwierząt, ostatnio jednak wyłącznie z kotami, tymi cudownymi stworzeniami, które tak wspaniale przystosowały się do naszej cywilizacji, zachowując zarazem wysoce rozwinięty, dziki instynkt. Wśród kotów - tak jak wśród ludzi - czasami trafia się wybitny, nadzwyczajny intelekt, a kiedy tydzień temu poznałem Tobermory'ego, natychmiast zauważyłem, że mam do czynienia z "superkotem" o niepospolitej inteligencji. W moich ostatnich badaniach bywałem już bliski sukcesu, ale z Tobermorym, jak go pan nazywa, cel osiągnąłem".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz