Od kilku lat, na łamach internetowego miesięcznika "Nieco-Dziennik Etyczny", rozmawiam sobie z moim bardzo mądrym kotem. O różnych sprawach: najczęściej o tym, że ludzie są dziwni, o polityce, o sprawach społecznych, o tym, co może zaprzątać głowę komuś, kto choć trochę lizną filozofii. Dzisiaj zamieszczam pierwszy dialog. Kolejność nie będzie pokrywała się z numerami NDE.
DIALOGI KOTA FILOZOFA: Czy zwierzęta mogą być szczęśliwe?
Moja kochana filozofka od rana jest na mnie zła. Obudziłem
ją o piątej rano, zrzucając na podłogę lustro i wszystkie kolczyki. Próbuję ją
pocieszyć i przeprosić, bo wcale nie zrobiłem tego specjalnie.
- Teraz, to się do mnie łasisz – powiedziała drapiąc mnie po
grzbiecie. – Najważniejsze, że lustro się nie zbiło.
- Mrrry – zamruczałem uprzejmie.
- Jesteś niezwykłym kotem, ale w naturze długo byś nie
pożył.
- Dlaczego tak mówisz? – spytałem zatroskany.
- Bo po pierwsze: jesteś zbyt czarny, a po drugie jesteś za
bardzo postrzelony, dziki i nieostrożny.
- Oj tam, gadanie. A ty w moim wieku taka nie byłaś?
Popatrzyła na mnie przeciągle z jakimś zdumieniem:
- Miałam szczęście – odpowiedziała lakonicznie.
- To ja też mógłbym je mieć. Czy koty mogą być szczęśliwe? –
spytałem.
- Chyba tak. W końcu mało się różnicie od ludzi.
„Ale komplement – pomyślałem. – Jednak ludzie nie chodzą na
czterech łapach i nie są pokryci miękkim futerkiem. Nie mają też długich,
puszystych ogonów”.
- No bo popatrz – ciągnęła filozofka. – Mamy cztery kończyny
z pięcioma palcami, głowę, uszy, nos i oczy. Serce pompuje naszą krew.
Oddychamy tym samym powietrzem. Musimy jeść, spać i myć się – wymieniała.
- Ale ja nie czytam książek – dodałem. – A ty nie wskakujesz
na drzwi i szafy. I nie masz talerzy stojących na podłodze – powiedziałem to z
żalem.
- Mało istotne szczegóły. Ja z moją siostrą różnię się bardziej.
- Koty nie są okrutne dla człowieka – podpowiedziałem. – I
nie mają bogów, ani regulujących ich życie praw.
- I tutaj mój kochany się mylisz. Może te prawa nie są przez
was spisane, ale ludzie was chronią przepisami prawa. W 1977 roku powstała Światowa
Deklaracja Zwierząt. Pierwszy tego typu dokument na świecie.
- Rzeczywiście – zaszydziłem. – Mamy takie prawa, że co i
rusz wychodzi jakaś medialna afera ze znęcaniem się nad zwierzętami.
- Ale przynajmniej was, koty, nikt nie łapie już do worków
na futerka i sadło, jak to robiono w średniowieczu, a nawet jeszcze w XIX wieku, o czym dowiedziałam się niedawno.
.
„Może w Europie już nie. Ale tygrysi tłuszcz nadal uważany
jest za lekarstwo” – pomyślałem. Głośno zaś powiedziałem:
- Ja akurat nie narzekam na brak praw. W tym domu mogę
wszystko. – Filozofka popatrzyła na mnie ciężko. – Przepraszam za to lustro. To
naprawdę był przypadek, że spadło. Ale gdyby ludzi nie było na Ziemi, to
zwierzęta mniej by cierpiały – dodałem smutno.
- Zgadzam się z Tobą. Człowiek niby też zwierzę, ale bardzo
wstydzi się do tego przyznać. Jakby to jakoś odbierało mu godność i
człowieczeństwo. A ty i ja jesteśmy tak samo równi wobec życia, zasługujemy
na szacunek i mamy prawo do wolności.
- Wiem, wiem. Władca Ziemi – powiedziałem – który znęca się
nad zwierzętami w cyrku, w laboratoriach i na farmach futrzarskich. I jeszcze
do tego odbiera nam prawo do posiadania duszy – dodałem. – Może nic ze mnie nie
uleci po śmierci, ale tak samo jak ty i inni twoi ludzcy kamraci odczuwam ból i
upokorzenie, czasem boję się czy cieszę się, gdy wracasz do domu. Lubię z tobą
rozmawiać. I wszystko mnie ciekawi. A najbardziej lubię być blisko ciebie –
powiedziawszy to otarłem się o nogi mojej kochanej filozofki.
- Wiem mój ty Czarodzieju Złoty – po czym ucałowała mnie w
pyszczek. – Czasem wolę zwierzęta od ludzi.
„A ja ludzi lubię, zwłaszcza tych, którzy przychodzą do
naszego domu. A zwierzęta mi smakują”. Głośno tylko powiedziałem:
- Miau.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz